czwartek, 31 grudnia 2009

Podsumowanie 2009 – życzenia na 2010

Nie lubię sytuacji, gdy gotowy wpis znika w Windows Live Writerze – a taka sytuacja właśnie mi się przytrafiła. Muszę więc odtworzyć z głowy to wszystko, co mozolnie tworzyłem przez ostatnich kilkadziesiąt minut. Grrr…
OK, kończy się rok, a więc czas na tradycyjne podsumowania i plany na przyszłość. Ja też postanowiłem podsumować ostatnie 12 miesięcy…
Tu dygresja – to, że podsumowujemy rok, wynika z czystego przypadku. Zachęcam Was do robienia nieco częstszych podsumowań – i planów na przyszłość.
…i napisać kilka słów o moich planach. Dla większej przejrzystości pogrupowałem poszczególne wydarzenia tematami.
Praca zawodowa
Podsumowanie 2009: zmieniłem pracę – pomimo kryzysu. I to zmieniłem na lepsze. Mam teraz więcej czasu dla siebie, większy spokój – za to mniej nerwów. Co mnie szalenie cieszy. Dodatkowo przy zdobywaniu pewnych uprawnień zawodowych udało mi się przekroczyć magiczną barierę połowy egzaminów. Z rzeczy około zawodowych – dowiedziałem się, że w Excelu nie ma wypunktowania…
Plany na przyszłość: nadal cieszyć się pracą i być w niej coraz lepszym. Zdać kolejne egzaminy i zrobić wreszcie te uprawnienia. No i podciągnąć się z Excela, aby być w nim faktycznie biegłym (o ile czas i zasoby pozwolą).
Aktywność sieciowa
Podsumowanie 2009: zawiesiłem, a następnie aktywowałem tego bloga – z całkiem niezłym skutkiem, muszę dodać. I zmieniłem mu wygład – moim zdaniem, na lepszy. Za to zupełnie zamroziłem bloga o Gdańsku. Uporządkowałem nieco mój wizerunek w sieci – skupiłem się na blogu i Blipie, odszedłem o Flakera i Twittera, z Facebooka uczyniłem agregator mojej sieciowej działalności. W ostatnich tygodniach roku zacząłem nieco intensywniej mieszać w swojej zupie.
Plany na przyszłość: już wkrótce (mam nadzieję) ruszę z kolejnym blogiem. O czym – to powiem w swoim czasie. Trudno mówić o jakichś planach w sieci, ale mam nadzieję, że to wszystko, co w niej robię, nie będzie gdzieś ginęło. Mówiąc krótko – liczę na zdobywanie kolejnych czytelników.
Realizacja marzeń
Podsumowanie 2009: ten rok był niesamowity – zrealizowałem kilka marzeń, co nie każdemu się przydarza. O niektórych z tych marzeń pisałem dużo, o innych tylko wspomniałem. Niektóre (te bardziej materialne) można śledzić na specjalnej liście.
Plany na przyszłość: realizować kolejne i ciągle wymyślać nowe szczyty do zdobycia. Prawda jest taka, że jeśli ktoś raz zasmakuje w spełnianiu swoich marzeń, to potem trudno mu przestać:)
Rozwój osobisty
Podsumowanie 2009: przeczytałem książkę “Getting Things Done” – i zacząłem wdrażać system osobistej efektywności. Przeczytałem też (między innymi) “Siedem nawyków skutecznego działania”, “Zasada nr 1” czy “Czterogodzinny tydzień pracy”. I muszę przyznać, że są to książki mocno inspirujące. Do tego nauczyłem się pływać, jeździć na łyżwach i rolkach. Zrobiłem kilka niezłych zdjęć, udało mi się też napisać na kilka fajnych (moim zdaniem) tematów. Ogólnie kończę ten rok z poczuciem, że jestem innym człowiekiem, niż przed dwunastoma miesiącami – i cieszy mnie to.
Plany na przyszłość: dalsza praca nad efektywnością, dalsze czytanie wielu książek (papierowych, audio albo na komórkę), doskonalenie pływania i jazdy na rolkach. Do tego szlifowanie umiejętności fotograficznych, sprawniejsze pisanie na różne tematy. No i w kwestii inwestowania – przejście od teorii do praktyki.
Życie osobiste
Podsumowanie 2009: zostałem ojcem chrzestnym. A także zaręczyłem się i planujemy z Ukochaną ślub.
Plany na przyszłość: ożenić się z Ukochaną i żyć razem długo i szczęśliwie.
Podobno życzymy innym tego, co sami chcielibyśmy usłyszeć. Może to prawda, ale poniższe życzenia są jak najbardziej szczere.
Moim Czytelnikom w 2010 roku życzę przede wszystkim realizacji poznanych marzeń i sukcesów wytyczaniu oraz osiąganiu nowych celów – coraz ambitniejszych. Dużo zdrowia. Uśmiechów dokoła. Zmiany wewnętrznej, z której będziecie dumni. Oraz wielu dobrych tekstów w sieci i poza nią.
I uważajcie z fajerwerkami!

wtorek, 22 grudnia 2009

WESOŁYCH ŚWIĄT!

Wprawdzie do magicznej nocy Bożego Narodzenia jeszcze trochę czasu zostało, ale ponieważ (najprawdopodobniej) nie zajrzę do sieci przed świętami, to już teraz wszystkim moim Czytelnikom chciałbym życzyć:

Zdrowych, spokojnych,

spędzonych w gronie najbliższych,

pełnych dobrej myśli

oraz odpoczynku od codziennych zmagań

Świąt Bożego Narodzenia

A dla wszystkich z Was, którzy uważają, że koniec grudnia to nie tylko szaleńcze bieganie za karpiem, pieczenie makowca i Wielki Festiwal Trzepania Dywanów, ale także śmiech, zabawa i radość ze spędzania czasu w gronie bliskich – otóż dla Was wszystkich: mała kolęda.

Uważajcie na renifery! I nie przesadzajcie z jedzeniem albo porządkami, bo padniecie ze zmęczenia i będziecie tak wyglądać:

Tak więc…

Wesołych Świąt!:)

piątek, 18 grudnia 2009

iMiejsca.pl – serwis z przyszłością

Zgłosiła się do mnie Agnieszka Kminikowska z Enter PR – z prośbą o recenzję na moim blogu serwisu iMiejsca.pl. Posprawdzałem serwis, pobawiłem się nim nieco, następnie spytałem Agnieszkę, czy z pewnością chce, abym opublikował to, co zauważyłem. Ponieważ dostałem swobodę wyrażania swoich poglądów w tej kwestii, oto moja recenzja.

Serwis iMiejsca.pl to nowe narzędzie, które – w zamyśle - pomoże Wam znaleźć miejsce godne uwagi. Bez względu na to, jaką formę rozrywki preferujecie – jedzenie, kino, turystyka, sport, impreza – znajdziecie tu coś dla siebie. Brakuje nieco teatrów, oper, ale są muzea (to tam, gdzie turystyka), więc nie jest źle. Serwis działa na zasadzie wiki – każdy może dodawać treść, edytować to, co już się w serwisie znajduje, mówiąc krótko – współtworzyć serwis.

Tyle teorii. A teraz jak to wygląda w praktyce (uprzedzam, że sprawdzałem to tylko dla Gdańska).

Po wejściu na stronę iMiejsca.pl naszym oczom ukazuje się prosty i intuicyjny panel:

Na środku – mapa od Google. U góry – możliwość wyboru tej formy rozrywki, która nam odpowiada. Po lewej – garść sugestii oraz kalendarz, dzięki któremu możemy znaleźć imprezy czy seanse w konkretnym dniu, w konkretnym miejscu. Mamy także iNotes, dzięki któremu możemy wynotować przeglądane miejsca, jeśli nas zainteresują. Ów iNotes jest niesamowicie przydatnym narzędziem, bo gdy wybierzemy multum miejsc, możemy nasze notatki wysłać mailem i na spokojnie uzgodnić ze znajomymi, co robimy wieczorem.

Przy wyborze (z górnego menu) jakiejś formy rozrywki możemy zaznaczyć, czy chcemy na mapie zobaczyć konkretne miejsce, rodzaj miejsca (baseny, restauracje wegetariańskie itp), a także – co w przypadku Gdańska jakoś nie było dostępne – kupić bilet na imprezę.

Wszystko jasne? To zobaczmy, jak wygląda dodawanie miejsca. Klikamy “nowe miejsce” i pojawia nam się taki obrazek:

Po lewej stronie mamy małą mapkę, na której zaznaczamy miejsce. W formularzach dodajemy dane dotyczące danej lokalizacji – nazwa, adres, na następnej stronie (której tu nie zamieściłem z lenistwa:) adres internetowy czy uwagi dotyczące cen, krótką opinię. Potem już tylko jeden klik i miejsce dodane.

Prawda, że proste?

Niestety, serwis jest nadal w fazie rozwojowej, przez co znalazłem kilka niedoróbek. Przekazałem moje uwagi Agnieszce, która obiecała, że zajmą się tym najszybciej, jak się da. A oto moje uwagi – abyście wiedzieli, na co uważać:

  • serwis umieszcza znaczniki na podstawie podanego adresu, co skutkuje czasem błędami w umiejscowieniu – np. gdański Żak znajduje się w centrum Wrzeszcza, a nie koło SKM Zaspa,
  • niektóre dane – co jest naturalne w serwisie tworzonym przez internautów – są nieaktualne, a czasem błędne. Nie ma już menu.pl, jest Manekin. No i zastanawiam się, czy w Gdańsku Głównym jest jeszcze Puss&Rose (dawno tam nie byłem), wie ktoś może?
  • gdy dodamy jakieś miejsce, nie pojawia się ono natychmiast na mapie – musi być zweryfikowane przez administratorów,
  • w przypadku edycji miejsca – nie można przesunąć znacznika, można jedynie zmienić adres, nieco to uciążliwe i utrudnia edycję…

Jest jeszcze kilka niedogodności w samej obsłudze, ale – jeśli dobrze zrozumiałem – zostaną one wyeliminowane. Są to jednak drobiazgi, do tego mocno sugestywne – np. wolałbym nie szukać miejsca do umieszczenia znacznika na małej mapce, gdy znalazłem je na dużej.

I tu dochodzimy do sedna recenzji, czyli oceny.

Pomimo wymienionych powyżej niedoróbek uważam, że iMiejsca.pl to serwis z potencjałem. Jeśli to wszystko, co mi przeszkadzało, zostanie poprawione, z chęcią rzucę się w wir dodawania miejsc na mapie. I wierzę, że także inni będą dodawać miejsca – będzie to o tyle proste, że edycja nie wymaga logowania, a utworzenie pozycji zajmuje około minuty (o ile znamy podstawowe dane).

W ten sposób za jakiś czas możemy mieć do dyspozycji bardzo funkcjonalną stronę, prostą w obsłudze, z ważnymi informacjami, dzięki której będziemy mogli zaplanować swój relaks w dowolnym miejscu. Zachęcam Was do przyjrzenia się serwisowi iMiejsca.pl – warto.

środa, 16 grudnia 2009

Nierealna Biedronka

Skuszony promocją – gra komputerowa za 10 PLN – nabyłem ostatnio w luksusowym salonie Biedronki grę nietuzinkową. Legendę. Kamień milowy.

Unreal Antologia.

Cztery części niesamowitej gry – która w swoim czasie powalała grafiką, a do dziś powala klimatem. Dodatkowo skusił mnie napis na pudełku. A brzmi on dokładnie tak:

 

Muzyki wprawdzie nie kojarzyłem, ale miałem okazję zapoznać się z nią – i to niezależnie od wycinania hord wrażych kosmitów. Wprawdzie dokładniejszy rzut oka na pudełko mógł wzbudzić moje wątpliwości…

 

…ale nie bądźmy drobiazgowi. kto dziś patrzy na to, co jest napisane małym druczkiem?

Po otwarciu sporego pudła, ze środka wypadło…to:

Jeden mały, cienki box. Z białą okładką. Zacząłem podejrzewać, że może na ścieżce dźwiękowej gry wykorzystano w całości “White Album” Beatlesów – ale gdzie jest gra!?

Okazało się, że – jak może już podejrzewacie – w pudełku było DVD z grą. I tyle.

O CD z muzyką można zapomnieć.

Dystrybutorem gry jest CD Projekt. Może to jakaś polityka – sprzedajemy tanio i w biedronce, więc nie odpowiadamy za to, co jest napisane na pudełku? Powiem, że się nieco zawiodłem. Ostatni raz zawiodłem się tak na grze, gdy jeszcze w liceum kupiłem CD Action z grą Quake 2 i okazało się, że akurat ta wersja nie ma muzyki – wydawca jej nie wykupił…

Próbowałem skontaktować się z CDP. Telefonicznie, szukałem jakiegoś maila…niestety, zadanie przerosło moje możliwości. Nie posłucham sobie muzyczki, oj nie.

A sama gra? Rewelacyjna, oczywiście. Mniej więcej w trzecim poziomie stwierdziłem, ze gęsia skórka nieco haczy o biurko, przez co myszka słabo chodzi, więc zrobiłem save’a, wyłączyłem grę i skuliłem się na łóżku. Gorąco polecam. Kto grał, ten wie:)

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Peron SKM w Sopocie – strach się bać…

Gdyby ktoś przyjechał dziś do Sopotu, ale wysiadał na peronie SKM, pewnie złapałby się za głowę. Kurort? Jaki kurort? Strefa działań wojennych – to prędzej. Nie tak dawno SKM obiecała, że peron zostanie zabezpieczony na czas remontu. Że będzie dobrze i bezpiecznie. Jak jest w rzeczywistości? Owszem, największe dziury zostały zabezpieczone…

O ile taką taśmę można nazwać zabezpieczeniem

…ale te mniejsze dziurki, koło słupów, aż do ich ostatecznego zamontowania czekały na nieuważnych podróżnych. Sprawę czyhającemu na nas pechowi ułatwia wysoka krawędź położonych płyt oraz – ciemność. Peron jest bardzo słabo oświetlony. Świecą się tylko niektóre lampy, a po zmroku niekoniecznie widać, co czai się pod nogami.

Tak to wyglądało aż do czasu zabetonowania

Załóżmy jednak, że nie skręcimy kostki – oto kolejne wyzwanie. Zejście do miasta – to od strony Gdyni. Tu również panuje nastrojowy półmrok, gdyż całe przejście jest “oświetlane” JEDNĄ, dość awangardowo zainstalowana świetlówką.

Świecącą np. w dzień

Ta świetlówka w teorii mogłaby doświetlić sam krótki tunel pod torami, ale w rzeczywistości światło jest zbyt rozproszone. No i niewykończone schody nie mogą liczyć na żadne światło. A żeby było śmieszniej – nieobce są też takie sytuacje.

Pełna gama odcieni mroku

Istne zaciemnienie, jak przy bombardowaniu! A może to oszczędność prądu, w związku z kryzysem? Ale załóżmy, że jakoś przeżyliśmy – i chcemy kupić bilet na kolejkę. Z jakiegoś powodu nie kupiliśmy wcześniej. Podchodzimy do kas SKM – uroczych budek – i nie ma szans, aby nie spadła na nas choć jedna kropla wody.

Ciekawostka – blacha przepuszcza wodę

Tak jest po każdym deszczu. A czasem nawet nie musi padać, bo najwyraźniej dach kas działa jak świetny zbiornik retencyjny, który wypuszcza zgromadzoną wodę przez długi czas. Czy SKM (albo ktokolwiek inny) planuje coś zrobić z kasami w Sopocie? Nie mówię o generalnym remoncie – ale uszczelnienie daszku nie może być chyba olbrzymią inwestycją? Tak w rzeczywistości to wystarczy załatać dziurę w rynnie, tuż nad okienkiem kasowym.

Rozumiem – remont. Rozumiem – wieloletnie zaniedbania. Ale tego typu prowizorek – nie rozumiem! Zresztą rzućcie okiem na zdjęcia – czy tak wygląda modny kurort?

piątek, 11 grudnia 2009

Lego i śnieżki

Dziś dwie krótkie informacje, kompletnie ze sobą niezwiązane. Ale muszę, po prostu muszę!

Właśnie kończy się tydzień pod nazwą “Bring Your Favourite Minifig To Work Week”, w skrócie “BYFMTWW”. Że co? Że nie wiecie, o co chodzi? To odsyłam do fachowych serwisów, które wyjaśnią, co i jak. Ja wprawdzie nie jestem jeszcze takim AFOL-em jak ludzie z e-klocki.com, ale BYFMTWW świętować moge. Chwyciłem mojego ulubionego kościotrupa i zrobiłem mu fotkę w miejscu, które integruje całe biuro. W kuchni.

Na tle pozmywanych talerzy

Może w przyszłym roku zrobię więcej zdjęć?

Po drugie – dziś, w ciągu dnia, na Blipie pojawił się fakt medialny, że w Gdańsku pada śnieg. Kto wie, może to nawet prawda była, ale zanim wróciłem z Sopotu, na ulicach nie było ani śladu bieli. Grunt, że wyraziłem niekłamaną radość z powodu śniegu. MM Trójmiasto tej radości nie podzieliło. Wyzwałem ich na bitwę na śnieżki. Oni podjęli rękawicę

I tak zrodził się pomysł Wielkiej Trójmiejskiej Bitwy na Śnieżki!

Mam nadzieję, że uda się zrealizować ten niesamowicie pozytywny flashmob. Potrzebujemy tylko śniegu. Masy śniegu. Oraz doprecyzowania kilku szczegółów, ale w tym celu odsyłam do artykułu na MM Trójmiasto. Oraz do obserwowania odpowiedniego tagu na Blipie - #sniezki3miasto – polecam ten tag podwójnie, bo nie tylko zainspirowałem niejako całą akcję, ale też to ja go wymysliłem:) Trochę lansu i chwalenia się, ale w dniu walki stulecia chyba mi wolno?

Pamiętajcie o swoich minifigach w przyszłym roku! I już zacznijcie trenować rzuty…

czwartek, 10 grudnia 2009

Wernisaż Kazimierza Kalkowskiego

Jak wspominałem we wpisie na temat witraża z Lechem Wałęsą – 9 grudnia, w Nadbałtyckim Centrum Kultury, odbył się wernisaż projektanta witraży z przymorskiego kościoła, pana Kazimierza Kalkowskiego.

Niestety, obowiązki służbowe sprawiły, że nie mogłem przybyć punktualnie. Gdy wbiegłem do ratusza o godzinie 19:00, całość się już kończyła, a pan Kalkowski właśnie się zbierał. Miałem okazję jedynie zamienić z nim kilka słów. Przekazałem mu więc Wasze reakcję na historię z witrażem, życzyłem powodzenia i usłyszałem – ponownie – że te witraże miały wyglądać zupełnie inaczej. No cóż, rozumiem artystę – w końcu kompletnie przerobiono jego dzieło! Pomimo upływu czasu – słychać nutkę rozgoryczenia. I słusznie.

Zapraszam Was do mojego albumu na flix.pl – jest tam zdecydowanie więcej zdjęć prac pana Kalkowskiego. Może nie jestem profesjonalnym fotografem, ale mam nadzieję, że zainteresuję Was pracami tego artysty. Są one odrealnione w ten sympatyczny, pasujący mi sposób. Mają w sobie coś niepokojącego, ale jednocześnie przyciągają.

Słaby ze mnie krytyk sztuki, ale wiem, co mi się podoba. Tak więc – polecam.

środa, 9 grudnia 2009

Nocna zagadka w Gdańsku

W miniony weekend spotkałem się z częścią gdańskich Blipowiczów na czymś pomiędzy Poolcampem a Blipiwem. Wpierw poszliśmy do U7, gdzie – co mogę z dumą odnotować – udało mi się raz wygrać w bilard. Następnie – posileni “Zapiekanką babci Krysi” (z sosem czosnkowym lub innym – zależnie od planów na wieczór) – udaliśmy się do Irish Pubu na typowe wieczorne rozrywki.

Takie jak:

  • ustawianie tabakier w pionie, jedna na drugiej

  • ustawianie piwa na tabakierach

  • granie w Prawo Dżungli

Pełna galeria zdjęć – dostępna na fmix.pl. Żadna z osób widocznych na zdjęciach nie wyrażała żadnej zgody, ale było to ryzyko wkalkulowane w spotkanie;).

Gdzieś około 23:00 postanowiłem wrócić do domu. I tu pojawia się tytułowa zagadka.

Wiedząc, że tramwaje jeszcze kursują, udałem się na przystanek w stronę Wrzeszcza / Przymorza. Z mojego zegarka i rozkładu jazdy wynikało, że najlepiej będzie mi skorzystać z tramwaju linii 8. Tako rzecze rozkład – tylko, jak to często bywa w przypadku ostatnich kursów, ten “mój” był oznaczony literą “W”.

Zajrzałem do legendy pod rozkładem i… teraz zagadka dla Was, moi drodzy Czytelnicy. Co oznacza litera “W” przy kursie tramwaju nr 8?

  1. Zjazd do zajezdni Wrzeszcz przez Al. Zwycięstwa (czyli przez Wrzeszcz)
  2. Tylko do Pomorskiej, dalej zjazd do zajezdni Wrzeszcz (czyli przez Zaspę i Przymorze)

Dla ułatwienia – zbliżenie na legendę.

ZTM Gdańsk tego typu zagadkę umieściła na przystanku koło Dworca Głównego – w miejscu, gdzie teoretyczny turysta może zaczynać swoją przygodę z Gdańskiem. Ale kto by chciał jechać na Przymorze albo Zaspę…?

Aha - ten kurs o 23:26 oznacza zjazd przez Al. Zwycięstwa – nie dajcie się nabrać. A ja wróciłem do domu kolejką.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Tajemniczy witraż z Wałęsą…

Pamiętacie aferę sprzed kilku tygodni, gdy okazało się, że w jednym z wiejskich kościółków na Pomorzu pojawiły się witraże ze świętym sołtysem, radnym i byłym wójtem? Było wokół tego sporo szumu i oburzenie ludzi. Tymczasem w Gdańsku od dawna wierni jednej z parafii modlą się pod witrażem z wizerunkiem polityka i nikt z tego powodu afery nie robi… Ba, uważam, że w tym wypadku nie ma mowy o żadnym nadużyciu. Choćby z tego powodu, że sołtys z radnym przedstawili się sami jako święci, natomiast w historii, którą Wam przedstawię, pewien znany polityk nieświadomie został włączony do scenki biblijnej jako zwykły obserwator. Z tego, co mi wiadomo, przez blisko dwadzieścia lat tej sprawy nikt nie poruszał. A jest to chyba jedyny tego typu przypadek uhonorowania żyjacego polityka. Ciekawi mnie, ile osób zdaje sobie z tego sprawę?

Ale po kolei.

Od kilkudziesięciu lat postać Lecha Wałęsy jest nierozerwalnie związana z Gdańskiem – jest to historycznie jasne i nie wymaga wyjaśnienia. Ci, którzy znają Gdańsk nieco lepiej niż tylko dzięki spacerom po Głównym Mieście wiedzą, że można znaleźć publicznie dostępne dwa wielkie obrazy, przedstawiające Lecha Wałęsę.

Pierwszy z nich znajduje się na Zaspie, Na ścianie bloku przy ulicy Dywizjonu 303 nr 33 znany artysta muralowy Rafał Roskowiński (twórca m.in. gdańskich festiwali murali na Węźle Kliniczna, pomysłodawca gigantycznego plakatu z Wałęsą na Zieleniaku) w 1998 roku namalował dzieło upamiętniające Jana Pawła II oraz Lecha Wałęsę.

Mural jest widoczny z daleka

Choć różne źródła w sieci mówią, że wydarzenie to miało miejsce w 1997 albo 1999, ja posiłkuję się informacją ze strony pana Rafała. Było to pierwsze upamiętnienie postaci legendarnego przywódcy “Solidarności” w Gdańsku – choć nie było to, jak widać, upamiętnienie “na wyłączność”. Postacią dominującą jest tu polski papież, choć złośliwi twierdzą, że żadna z postaci nie jest podobna do oryginału, a bohaterów dzieła można domyślić się jedynie z kontekstu (mural jest niedaleko miejsca, w którym w 1987 odbyła się msza papieska).

Lech Wałęsa wygląda nieco jak w “Braveheart”

Na pojawienie się kolejnego wizerunku byłego prezydenta – i ponownie mówimy tu o muralu na Zaspie – trzeba było czekać 10 lat. W 2008 roku, w 25 rocznicę przyznania Lechowi Wałęsie pokojowej nagrody Nobla, Piotr Szwabe namalował dość specyficzny portret legendarnego związkowca.

Piksele miały zmuszać do refleksji nad niejednoznacznością postaci…

Rysunek jest na ścianie bloku przy ulicy Pilotów 17, gdzie Lech Wałęsa mieszkał w latach 80. Muszę przyznać, że jest to dość ciekawy wizerunek – wpisuje się w pozostałe nietuzinkowe murale, jakich pełno na Zaspie.

I to wszystko. Prawdopodobnie na następne malowidło przyjdzie nam poczekać do 2018 roku. Chyba że… Cofnijmy się nieco w czasie. Oto wyniki mojego małego “śledztwa”.

Jest rok 1958. Na gdańskim Przymorzu, pomyślanym jako dzielnica typowo robotnicza, bez jakichkolwiek elementów kościelnych, powstaje parafia Najświętszej Maryi Panny Królowej Różańca Św. Początkowo mieści się w prowizorycznej kaplicy, natomiast wierni i księża podejmują u ówczesnych władz starania o zgodę na wybudowanie świątyni. Budowę, jak podaje strona parafii, rozpoczęto w 1971 roku, a ukończono w 1976. Powstała w ten sposób budowla niezwykła, monumentalna, o charakterystycznej, owalnej sylwetce (stąd popularna nazwa “Okraglak”) – wg Wikipedii świątynia ta była jednym z największych kościołów wybudowanych w Polsce po wojnie. W 1976 roku rozpoczęto budowę wysokiej na 83 metry wieży kościelnej, która tylko nieznacznie przypomina minaret.

A pod pewnym kątem – rakietę kosmiczną

Ciekawym rozwiązaniem w tym kościele są wielkie witraże, przedstawiające poszczególne stacje Drogi Krzyżowej. W czasie Wielkiego Postu to właśnie przy nich odbywają się nabożeństwa. I to właśnie na jednym z tych witraży widać sylwetkę Lecha Wałęsy.

Stacja XIV – złożenie do grobu

OK, powiecie, obracamy się w latach 70. XX wieku – gdzie tu Wałęsa? Jak to możliwe?

Przymorze było pomyślane jako dzielnica robotnicza – a konkretnie: stoczniowa. To stoczniowcy zabiegali o wybudowanie kościoła. To dzięki ich staraniom świątynia powstała. I to im była poświęcona. A ponieważ jest to kościół w Gdańsku, związany ze stocznią, dość oczywistym wydaje się wykorzystanie w stacjach Drogi Krzyżowej pewnego pomnika.

Trzech Krzyży

Pomnik Poległych Stoczniowców 1970 był jednym z postulatów strajkujących w 1980.  Upamiętnia trzech pierwszych stoczniowców, zabitych w grudniu 1970. Odsłonięto go w grudniu 1980. Ponad trzy miesiące po tym, jak stoczniowcy na rekach przynieśli Lecha Wałęsę do bramy stoczni, aby mógł ogłosić powstanie niezależnych, samorządnych związków zawodowych.  Pomnik ten jest widoczny na wspomnianej stacji Drogi Krzyżowej.

Na Golgocie

A tuż pod nim widnieje mężczyzna, który dość wyraźnie odróżnia się od pozostałych mężczyzn z tej scenki – i innych scenek. Nie ma brody. Ma natomiast sumiaste wąsy.

Górny rząd, pierwszy z prawej – czy on Wam kogoś nie przypomina?

Jeżeli na witrażu znajduje się pomnik z 1980, to nie ma przeciwwskazań, aby był tam też Lech Wałęsa.

Ale kiedy konkretnie powstały te witraże? W tym celu sięgam do książki bp. Zygmunta Pawłowicza “Kościoły Gdańska i Sopotu”, wydanej przez Stella Maris w 1991. Na stronie 57 znaleźć tam można informację o wystroju kościoła NMP Królowej Różańca Świętego – punkt 6. Droga Krzyżowa, witraże okienne w trakcie realizacji, proj. K.Kalkowski, wyk. T.Pawlak. A więc jeszcze na początku lat 90. tych witraży nie było.

Zadzwoniłem więc do pana Kazimierza Kalkowskiego, projektanta witraży.

W rozmowie pan Kalkowski przyznał wprost, że postać na witrażu to Lech Wałęsa. Umieszczenie go tam było – jak mówi pan Kalkowski – oddaniem hołdu człowiekowi, który był ikoną tamtych czasów. Umieszczenia Lecha Wałęsy nie konsultował z nikim, nie poinformował też samego modela. Przy okazji wyjaśnił mi, że jego plany,dotyczące tych witraży, były zupełnie inne. Miały to być witraże surowe, w kolorach ziemi, niespotykane na świecie. Miały się wpasowywać w wyjątkowość samej budowli, jaką jest przymorski kościół. Niestety – powołana komisja, która opiniowała projekt, stwierdziła, że witraże muszą być kolorowe, w związku z czym projekt upadł. Dodatkowo – jak poinformował mnie pan Kalkowski – wykonawca witraży zdobył to zlecenie, ponieważ podał najniższą cenę, co też wpłynęło na wykonanie. Kto wie, gdyby wszystko poszło po myśli projektanta, może ten kościół byłby jeszcze bardziej niezwykły. W samym kościele jest jeszcze kilka elementów autorstwa pana Kalkowskiego, m.in. ceramiczna chrzcielnica.

Próbowałem uzyskać komentarz Lecha Wałęsy do tej niesamowitej historii, przez cały tydzień słałem do pana prezydenta maile i wiadomości na Blipie – niestety, jedyne, co udało mi się uzyskać, to krótkie oświadczenie na Blipie, w którym pan prezydent stwierdza, że chyba nie jest tu podobny do siebie

Znacie jeszcze jakieś ciekawostki o Gdańsku albo innych miastach? Podzielcie się w komentarzach albo wyślijcie mi maila. Ja znam jeszcze przynajmniej dwie – ale o nich w swoim czasie…:) Jeśli trafię na coś ciekawego i będę miał czas – znowu pobawię się w śledztwo, bo to szalenie wciągające jest.

PS: Pan Kazimierz Kalkowski będzie miał swój wernisaż w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku, 9 grudnia 2009 o godzinie 18:00. Zaprezentowane zostaną ceramiki oraz obrazy. Serdecznie zapraszam, gdyż prace tego artysty wybitnie mają w sobie “to coś”.

PS2: jeszcze niesamowity zbieg okoliczności – w najbliższą niedzielę, na TVP Polonia, o godzinie 13:00, będzie transmisja mszy świętej z Okrąglaka. Może realizator pokaże ten witraż? W końcu są na nim gdańskie Trzy Krzyże, a msza ma związek z rocznicą Grudnia 1970.

sobota, 5 grudnia 2009

Jak unikać dawania (i otrzymywania) niechcianych prezentów?

Zbliżają się święta – czas spotkań z najbliższymi, radość, cudownej atmosfery oraz – prezentów!

Podejrzewam, że przynajmniej raz w roku macie ten problem – co wręczyć w prezencie? O czym marzy ta duga osoba? Czym sprawić jej największą radość?

Opcje są trzy:

  1. podpytać kogoś, kto lepiej od nas zna prezentobiorcę,
  2. spytać obdarowywanego wprost – co chce dostać?
  3. kupić coś w ciemno.

Każda z powyższych opcji ma swoje wady. Jeśli podpytamy osobę trecią, nie mamy pewności, że zna ona prezentobiorcę na tyle dobrze – a poza tym ryzykujemy, że nasz mały sekret, związany z prezentem, przestanie być naszym małym sekretem. Jeśli spytamy daną osobę wprost, to element zaskoczenia szlag trafia. Z niespodzianki nici. Na dodatek stawiamy osobę w dość kłopotliwym położeniu – jeszcze się biedactwo zestresuje i poda nam coś pierwszego z brzegu… Z kolei kupowanie w ciemno ma bardzo małe szanse, aby trafić w 100% w najskrytsze pragnienia obdarowywanego. No i może się skończyć na prezencie uniwersalnym.

Co też przyniósł mi Mikołaj…

A gdybyśmy mogli w jakimś ogólnodostępnym miejscu zgromadzić listy tego, o czym marzymy – a nasi znajomi mogliby tylko z tych list wybierać te marzenia, które są w stanie spełnić?

Z takiego założenia wyszli twórcy internetowej listy życzeń, kryjącej się pod wymownym adresem chce.to – świetnego polskiego narzędzia do publikacji naszych pragnień.

Na liście można umieszczać przedmioty (i nie tylko), które chcielibyśmy dostać. Umieszczamy też listę okazji (wraz z datami), w ktore można nas zaskoczyć prezentem. Proste, prawda? Przedmioty można dodawać z poziomu przeglądanej strony internetowej (np. Empiku albo Allegro) za pomocą sprytnej skryptozakładki (działa w każdej przeglądarce).  Przedmioty można tagować i grupować na podlisty.

Niby tak niewiele, ale wbrew pozorom – to wystarczy. Ja osobiście używam chce.to do zaznaczania, że coś bym chciał dostać (albo kupić) w bliżej nieokreślonej przyszłości. Już nie muszę zapisywać tego w notatniku czy tabelce Excela. Mam chce.to – i często tam zaglądam, aby coś dodać. Taki ze mnie zwolennik konsumpcyjnego trybu życia;)

Zachęcam was serdecznie do założenia sobie własnych list życzeń w sieci (np. na chce.to) – wasi prezentodawcy już nigdy nie będą mieli kłopotu przy obdarowywaniu Was. Wy też nie będziecie musieli się nagle zastanawiać – bo jeśli w połowie drogi między urodzinami i świętami przyjdzie Wam do głowy, że chcielibyście trzecią cześć gry Sims albo milion dolarów, to już nie będziecie musieli zapisywać tego na żółtej karteczce. Wrzucacie do sieci – a ona za Was pamięta. I podpowiada innym, co jest Waszym marzeniem.

A co Wy sądzicie o tego typu aplikacjach?

PS: małe wyznanie – klikając w podane przeze mnie linki, sprawicie, że będę miał więcej punktów w konkursie chce.to. Więc klikajcie, a mi będzie bardzo miło;) Ten tekst nie jest żadną reklamą – ja serio lubię ten serwis.

Foto: Flickr, Autor: jerdlngr

poniedziałek, 30 listopada 2009

AH1N1

W związku ze:

  • zmianami konstytucji,
  • kaucją w Szwajcarii,
  • zdejmowaniem krzyży,
  • wojną w Afganistanie,
  • oraz kryzysem w Dubaju,

ostatnio temat tzw. “świńskiej grypy” nieco przycichł. I dobrze, bo szaleństwo związane z tą chorobą odsuwało w cień nieproporcjonalnie większe zagrożenie zwykłą grypą sezonową.

Niemniej nadal w Polsce umierają ludzie w wyniku nowego wirusa. Kilkanaście osób nie przeżyło spotkania z AH1N1. Mnie natomiast zastanawia coś innego: dlaczego najwięcej ofiar nowej grypy jest w naszym województwie? Jakieś negatywne bioprądy czy co? Czy ktokolwiek zainteresował się tym tematem? Z czego to wynika.

Ludzie przez skórę coś czują, że widmo krąży na Pomorzu, więc starają się radzić sobie z zagrożeniem jak się da. Nie widuje się jeszcze ludzi w maseczkach na ulicy, ponoć nie ma masowej fali szczepień, ale coś robić trzeba. I tu ludzie zwracają się ku najskuteczniejszemu, tradycyjnemu, najprostszemu sposobowi przeciwko wirusom wszelakim. Co najlepiej zwalczy szalejącą grypę? Czosnek!

 

Grypa

Ja rozumiem medycynę ludową i dobre rady babci, ale czosnkiem to można się faszerować, gdy się siedzi w domu. A jeśli pracujesz z ludźmi – lub korzystasz z transportu publicznego – to przerzuć się na cokolwiek innego. Miód, cytrynę, wódkę, wiązanie tasiemek na palcu – ale nie śmierdzący czosnek!

No, chyba że plan jest taki – jeśli ludzie będą się trzymać z dala ode mnie, to się nie zarażę. W takim razie brawo – twoje geny nie wypadają z puli! Ale nie gwarantuję, że z takim smrodem będziesz mógł je komukolwiek przekazać.

Aha, jeszcze w temacie zdjęcia – gorąco polecam spektakl w Teatrze Wybrzeże “Tajemnicza Irma Vep”. Dawno sie tak nie uśmiałem…nie, to złe słowo. Dawno tak zdrowo nie rechotałem. Popraw sobie humor – idź do teatru;)

Foto: flickr.com, autor: Usonian, na licencji CC Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Na tych samych warunkach 2.0 Ogólny

.

piątek, 27 listopada 2009

Ciekawe strony – flygradar.nu

Postanowiłem polecać Wam tu od czasu do czasu ciekawe strony, na które można natknąć się w sieci. Być może już je znacie – w końcu ja ich sam nie wygrzebałem, tylko trafiłem na nie dzięki takim wynalazkom jak Wykop, Lifehacker czy MakeUseOf. Wam też polecam zaglądać na te strony, bo czasem można wygrzebać bardzo przydatne miejsca w sieci.

Na pierwszy ogień idzie strona w nieznanym mi języku skandynawskim – nie przeszkadza mi to jednak zaglądać na nią za każdym razem, kiedy mam wolną chwilkę. A co mogłoby mnie tak pochłaniać, jeśli nie to, co mnie kręci? Czyli latanie

Oto strona flygradar.nu – na której znajduje się coś genialnie prostego: dane z radarów lotniczych w Skandynawii. Same dane byłyby niczym, ot, masa literek i cyferek, ale wystarczy kliknąć odpowiednią zakładkę i…wyskakuje nam mapa og Wujka Google, na której zaznaczono W CZASIE RZECZYWISTYM wszystkie samoloty nad Skandynawią oraz całkiem sporym kawałkiem Polski. Aktualizacja co 5 sekund pozwala nam się cieszyć obrazem nieba nad naszymi głowami na żywo. Ale to nie koniec zabawy – po kliknięciu na symbol danego samolotu otrzymujemy niesamowite dane – z radarów, jak mogliście się domyślić. Tak więc mamy do dyspozycji takie dane jak: przewoźnik, wysokość, prędkość, port początkowy i końcowy (oraz ewentualne międzylądowania), model samolotu, a czasem nawet zdjęcie (danego modelu w barwach konkretnego przewoźnika). Strona wykreśli nam także trasę przelotu – co samo w sobie może nie jest szałowe, ale jeśli uda nam się namierzyć samolot tuż koło portu docelowego, to zobaczymy dość wyraźnie ścieżkę podchodzenia do lądowania. Czy można chcieć czegoś więcej, jeśli jest się fanem samolotów? Nie sadzę.

Tak to wygląda na zdjęciu (które nie jest nawet w połowie tak fajne, jak strona na żywo).

 

Wszystkie dane o locie FIN3682

Od dziś nic Was nie zaskoczy – jeśli tylko zobaczycie nad swoimi głowami białą smugę z połyskującym punkcikiem na początku, to szybko zajrzyjcie do sieci, aby dowiedzieć się, skąd są i dokąd zmierzają ludzie kilka kilometrów nad Waszymi głowami.

Znacie inne strony tego typu? Może gdzieś można monitorować ruch w innych zakątkach naszej planety? Jest strona, na której prezentowane są aktualne pozycje statków na świecie. Ale czym są statki w porównaniu z samolotami…?

A może po prostu znacie inną stronę wartą polecenia? W takim wypadku zapraszam do komentowania. Oczywiście można też skorzystać z Blipa, Facebooka czy maila.

PS: jeszcze pytanie do osób znających Warszawę – czy ktoś może mi wyjaśnić: co to jest i co to robi w środku miasta?


Wyświetl większą mapę

czwartek, 19 listopada 2009

Kącik muzyczny: Lady zGaga i Mr Walken

Jeśli ktoś twierdzi, że Chritopher Walken nie jest z innej planety, to prawdopodobnie jest z nim w zmowie:)
W ramach refleksji - w ten sposób można ulepszyć każdy popowy kawałek. A gdyby jeszcze Walken zechciał zatańczyć jak u Fat Boy Slima...

środa, 18 listopada 2009

And Today’s Sex Partner is…

Macie tak czasem, że siadacie wieczorem do komputera i zastanawiacie się – z kim bym mógł dziś pójść do łóżka? Z kim by tu odbyć stosunek płciowy? Najlepiej z kimś znajomym, ale z kim?

Ha, zagadka, prawda?

Jakie to szczęście, że jest Facebook! I jego niezawodne aplikacje, o których już kiedyś pisałem… Pewnie niedługo usłysze pytanie “jak myśmy żyli PRZED Facebookiem?” – i wtedy zabiję!

Ponieważ wśród moich fejsbukowych znajomych zauważyłem ostatnio wyniki z aplikacji o wielce mówiącym tytule “Today’s Sex Partner”, stwierdziłem, że od czasu “Hitler vs. Jezus” nic mnie już nie zaskoczy i w sumie mogę spróbować. Pomimo że jestem szczęśliwy z Ukochaną, postanowiłem się poświęcić i zobaczyć, kogóż to mi podsunie wszechmocny Facebook.

Kogoś wyjątkowego…

Tu dygresja – Jezus vs. Hitler to motyw z webowego komiksu “Jesus Christ – In The Name Of The Gun”. Pokręconego jak faworki w karnawale, ale przez to bezbłędnego. Co powiecie o zamachu na Adolfa, przeprowadzanym przez Jezusa i…nie, tego nie zdradzę. To trzeba zobaczyć samemu.

Okazało się, że nie muszę zgadzać się na pierwszą sugestię programu (nie rozumiem zatem, skąd zdziwione miny znajomych, którym wyszło to, co wyszło). Tak więc w próbce 15 sugestii otrzymałem następujące wynki:

  1. Kobieta 1
  2. Mężczyzna 1
  3. Firma
  4. Mężczyzna 2
  5. Kobieta 2
  6. Mężczyzna 2
  7. Mężczyzna 2
  8. Mężczyzna 3
  9. Mężczyzna 4
  10. Kobieta 2
  11. Kobieta 2
  12. Mężczyzna 5
  13. Mężczyzna 6
  14. Mężczyzna 2
  15. Kobieta 2

W moim profilu na FB zaznaczyłem, że jestem mężczyzną, którego interesują kobiety.

Na zdjęciu - kobieta

Której części tego oświadczenia FB nie rozumie?:)

Pomimo nachalnego wręcz wpychania mi do łóżka jednej koleżanki i jednego kolegi, postanowiłem, że nie skorzystam. Ale będę śledził kolejne durne aplikacje…

Polecacie coś?

Foto: AndyRamdin | Ducked.nl

niedziela, 15 listopada 2009

Rozwiązanie konkursu eSky.pl

Wczoraj o 23.59 minął termin nadsyłania zgłoszeń do konkursu, który ogłosiłem 6 listopada. Przypominam, że do wygrania było pięć kuponów rabatowych po 50 PLN każdy, do wykorzystania przy zakupie biletów lotniczych i rezerwacji hotelowych w serwisie eSky.pl. Dodatkowo zwycięzca weźmie udział w losowaniu weekendu w Rzymie lub Barcelonie. Ponieważ wiem, kto wygrał, już zazdroszczę…

Ale wpierw trochę formalności. Wpierw chciałbym podziękować wszystkim Wam, którzy licznie wzięliście udział w konkursie – mam nadzieję, że nie ostatnim na moim blogu. Zachęcam do czytania “Historii alternatywnych”, bo nigdy nie wiadomo, co znowu będzie można zyskać (w ostateczności mam jeszcze kilka zaproszeń do Google Wave).

W konkursie zadałem trzy pytania – dwa do wykazania się wiedzą (a raczej umiejętnością jej zdobycia ze strony eSky.pl, a konkretnie z Poradnika Podróżnika) oraz jedno kreatywne. I to właśnie odpowiedź na to pytanie miała zdecydować o wygranej. Oj, utrudniłem sobie zadanie, bo jak tu nagradzać cudze marzenia? Dlatego z wydatną pomocą Komisji Kontroli Konkursu (w skład której wchodziła moja Ukochana), dokonaliśmy trudnego wyboru – żałując, że nie możemy przyznać żadnych nagród pocieszenia…

Oto, jak powinny wyglądać odpowiedzi na pytania “wiedzowe”:

    • Można wyróżnić generalnie trzy klasy rezerwacyjne:
      • pierwszą,
      • biznesową,
      • ekonomiczną.
    • Dostęp do tych saloników mają pasażerowie, którzy wykupili bilety w pierwszej klasie lub posiadają kartę odpowiedniego programu lojalnościowego. Oczywiście – dodam od siebie – gdyby na lotnisko przybył sam papież, to nawet gdyby miał wykupiony bilet w klasie ekonomicznej i nie miał żadnej karty programowej, to i tak trafiłby do saloniku – w końcu jest VIP-em:)

I trzecie pytanie, o to – jakie marzenie zrealizujecie, jeśli wygracie. Tu nie mogę przytoczyć wzorcowej odpowiedzi – ba, nie przytoczę nawet odpowiedzi, która wygrała, bo nie zostałem upoważniony do upubliczniania cudzych marzeń (zwycięzca, jeśli zechce, może samodzielnie opisać to marzenie w komentarzu). Powiem tylko, że zwycięska odpowiedź jednocześnie ujęła mnie za serce i rozbawiła. Mam nadzieję, że to marzenie zostanie zrealizowane:)

A teraz, Panie i Panowie – fanfary. Oto główną nagrodę w moim konkursie otrzymuje…

trrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr (werble)

Katarzyna Walasik (^cassia)

Gratuluję! Mam nadzieję, że już wkrótce zdasz relację ze swojej podróży:)

Dodam jeszcze tylko, że zwyciężczyni włożyła sporo pracy w udzielenie odpowiedzi – napisała ją odręcznie, a mi przysłała skan:)

A Was wszystkich jeszcze raz zachęcam do czytania mojego bloga i uczestnictwa w kolejnych konkursach (gdy tylko się pojawią).

piątek, 13 listopada 2009

Dzień Użyteczności

Dziś obchodzimy Usability Day, zwany nad Wisłą Dniem Użyteczności. Jest to kolejne piękne, postępowe święto, które obchodzimy ku czci i na pamiątkę, więc niech się święci.

Tu dygresja – stale aktualizowaną listę postępowych świąt możecie znaleźć w stworzonym przeze mnie kalendarzu Google, dostępnym dla każdego. Można zajrzeć, zaprenumerować – i już nigdy nie przegapić Tygodnia Bagien i Terenów Podmokłych.

O co chodzi z tą całą użytecznością? W skrócie o to, aby żyło nam się lepiej, łatwiej i wygodniej. I to się chwali, więc z Dnia Użyteczności śmiać się nie będziemy.

Ale ponieważ nie byłbym sobą bez przytyku (niewielkiego), więc oto historia.

Jak kupujecie ubrania, to pewnie je przymierzacie w sklepie, prawda? Logiczne to – bo nie chcielibyśmy kupić czegoś, co będzie źle leżało. A że na świecie jest wiele złych ludzi, to sklepy zabezpieczają się przed tym, aby ktoś podczas przymierzania (czy nawet tylko oglądania) nie wyniósł bluzki czy sweterka. To też jest logiczne. A jeśli kupuję spodnie, to chcę zobaczyć, jak wyglądają na mnie zarówno wtedy, gdy stoję, jak i gdy siedzę, prawda?

To kto był tak mądry, aby umieścić alarm takim w strategicznym miejscu?

Nazwy sklepu nie podam, fotka zrobiona jest wieki temu – ale na dziś pasuje:)

wtorek, 10 listopada 2009

Rozdaję zaproszenia do Google Wave…znowu!

Oto obrazek z mojego pulpitu Google Wave. Już kiedyś tu taki gościł

Niby podobny, ale inny…

Dziś dostałem 30 świeżych zaproszeń do rozdania, trzy już poszły do osób, które zgłosiły się do poprzedniej partii – gdy już nie miałem nic do rozdania (Bkozal, Piotr W. i Szpiegowsky – powinniście się wkrótce ucieszyć).

Cytując klasyka polskiej piosenki młodzieżowej - “wiecie, co robić, wszystko na mój koszt”!

No, ale bez przekleństw!

Chętni do przetestowania Fali mają tym razem CZTERY możliwości zgłaszania się po zaproszenia:

  1. komentarz pod tą notką – jest to szalenie miła forma zgłaszania się, ponieważ wiem, że tu byliście, że Wam się podobało do tego stopnia, że zostawiliście komentarz:) – i że tu jeszcze wrócicie,
  2. mail wysłany na alternatywnie(kropka)blog@gmail(kropka)com – powtórzę się: link do maila jest też po prawej stronie, taka ikonka z kopertą…sposób równie prosty, a lepszy, bo Wasz adres mailowy pozostanie w ukryciu – a ja, widząc ten adres w ukryciu, wyślę Wam zaproszenie:) Tylko dajcie jakiś temat maila adekwatny, żeby mi się nie mieszały z tymi wysyłanymi na konkurs (do którego Was serdecznie zapraszam),
  3. wyślijcie mi wiadomość na Fejsbuku – równie proste, co mail, ale wymaga nieco większych łamańców: trzeba mieć konto na FB, kliknąć w link, na moim profilu znaleźć jakiegoś linka do wysyłania informacji, kliknąć w linka, napisać swój adres mailowy, kliknąć “Send” czy co tam będzie pisało…ale jeśli nie przeraża to Was, to przypominam, że na Facebooku można zostać fanem tego bloga – wystarczy kliknąć w taki fajny widget po prawej albo magicznie przenieść się w magiczne miejsce,
  4. wysłać mi wiadomość prywatną na Blipie – ooo, to jest jeszcze większa sztuka tajemna, bo trzeba mieć konto, znaleźć mnie, poprzedzić wiadomość takimi śmiesznymi znaczkami “>>”…ale jeśli to Was nie przeraża, to przypominam, że można mnie dodać do obserwowanych na Blipie.

No, to się polansowałem, aż miło. Zasady są proste:

  • Wy przysyłacie zgłoszenia na jeden z podanych powyżej sposobów,
  • ja wieczorem przeglądam zgłoszenia,
  • wybieram te, które przyszły od sympatycznych, uśmiechniętych, ładnych ludzi jako pierwsze, bez względu na drogę, jaką do mnie dotarły,
  • wyrzucam do kosza te, gdzie nie będzie słowa “proszę”, “chcę” albo “dawaj”,
  • ewentualnie “daj”,
  • te, które będą zawierały dodatkową wartość artystyczną, trafią na czoło kolejki będą rozpatrywane na równi z innymi,
  • wysyłam zaproszenia,
  • Wielkie Google trawi zaproszenia i po jakimś czasie wypluwa do Was zawiadomienie (ostatnio było to coś koło 48 godzin, ale może być dużo dłużej),
  • po jakimś czasie Wy dostajecie swoją porcję zaproszeń do rozdysponowania i robicie to, co ja – a kula śnieżna rośnie i rośnie…

Wszystko jasne? No to czekam. Ostatnio 20 zaproszeń rozeszło się w ciągu 24 godzin. Nie zawiedźcie mnie – pobijcie ten rekord:)

PS: i nie piszcie wszyscy w zgłoszeniach “daj”, OK?;)

piątek, 6 listopada 2009

Konkurs eSky.pl i Historii alternatywnych

Na wstępie zaznaczam, że konkurs z bardzo atrakcyjnymi nagrodami, a niezbyt trudny, więc warto wziąć udział.

Ale na początku to, o czym wspominałem w zapowiedzi konkursu. Zdjęcie chmury ze śladem sanek.

Ewentualnie nart

Widzicie je? Takie dwie równoległe linie na chmurze. Ciekawym, kto po niej jeździł… Ale widok – jak zawsze z okna samolotu – niesamowity.

I tu właśnie pojawia się szansa dla Was, abyście również mogli poobserwować takie chmury i znaleźć ślady sanek, nart, rowerów albo nawet i butów na obcasie. To wszystko zależy tylko od Waszej wyobraźni i odpowiedniej wysokości samolotu.

Firma eSky.pl (której ładny banner widzicie w kolumnie po prawej stronie) to lider w sprzedaży biletów lotniczych – oferuje swoje usługi w Polsce, zdobywa rynek bułgarski i rumuński. Z końcem października eSky.pl poinformowało o zawarciu strategicznego partnerstwa z Expedią – największym internetowym biurem podróży. Umożliwiło to dodanie do strony eSky.pl zakładki z możliwością rezerwacji miejsca w hotelach. A oferta ta jest olbrzymia – to ponad 100.000 hoteli z całego świata. To pierwszy krok do zbudowania internetowego centrum podróży, oferującego kompletną obsługę wyjazdów turystycznych. I nie tylko turystycznych – ale także służbowych… Wystarczy tylko wejść na stronę eSky.pl i przejrzeć bogatą ofertę biletów i hoteli – w tym także propozycje tanich przewoźników – wybrać kierunek, nocleg i w drogę!

Zrealizowanie tego planu może umożliwić Wam konkurs, jaki niniejszym ogłaszam. Zwycięzca otrzyma 5 kuponów rabatowych, o wartości 50 złotych każdy, do wykorzystania w osobnych transakcjach do czerwca 2010 przy zakupie hotelu i biletu lotniczego. Ale to nie wszystko – wśród 50 osób, które wygrają konkursy na różnych blogach, biorących udział w tej kampanii, eSky.pl rozlosuje dwie nagrody – weekendowy pobyt w Rzymie i weekendowy pobyt w Barcelonie. Warto? Warto!

Choćby dla takich widoków…

Tak przy okazji – podejrzewam, że ludzie, którzy często latają samolotami (a zwłaszcza piloci) muszą być bardzo optymistycznymi ludźmi.

Bo im często świeci słońce:)

Co trzeba zrobić, aby wygrać u mnie? Już tłumaczę.

Aby podróż była nie tylko przyjemna, ale i bezpieczna, eSky.pl na swojej stronie oferuje Poradnik podróżnika – zbiór praktycznych porad i informacji, niezbędnych, gdy chcemy sobie polatać tu i ówdzie. Znajdziemy tu informacje o lotniskach, samolotach, rezerwacjach, biletach, hotelach… O wszystkim, co jest istotne w podróży. Zajrzyjcie tam, a następnie – na podstawie łatwo dostępnych informacji – odpowiedzcie na następujące pytania:

  1. Ile klas rezerwacyjnych można wyróżnić w samolotach rejsowych linii lotniczych?
  2. Komu przysługuje dostęp do saloników VIP na lotniskach?
  3. Zadanie kreatywne: ponieważ wiecie, że latanie to moja pasja, moje marzenia (spójrzcie na tagi tego wpisu), więc ostatnie pytanie brzmi - jakie marzenie zrealizujesz, jeśli wygrasz w tym konkursie? Dokąd chcesz polecieć i dlaczego? Opisz to w DWÓCH zdaniach.

Termin nadsyłania odpowiedzi – sobota, 14 listopada 2009, godzina 23.59:) W niedzielę ocenię odpowiedzi i ogłoszę zwycięzcę na blogu. Oraz przekażę dane zwycięzcy do eSky.pl – a oni zajmą się resztą. Dlatego oprócz odpowiedzi potrzebne mi będą Wasze dane – przynajmniej imię, nazwisko i adres mailowy. Przyda się też adres zamieszkania, ale jeśli nie chcecie mi go podać, to przekażecie go firmie eSky.pl, gdy się skontaktuje ze zwycięzcą.

Jak wysłać odpowiedź? Najprościej na maila alternatywnie.blog@gmail.com lub skorzystać z możliwości wysłania mi wiadomości na Facebooku. Blipa tym razem nie polecam:) Linki macie też po prawej stronie, pod wklejką Blipa.

Proste? Proste! Warto? Jeszcze jak! Zachęcam do udziału w konkursie, bo nagrody są faktycznie ciekawe, zadania niezbyt trudne – a i ja zyskam możliwość współpracy w przyszłości z firmami, które zechcę zorganizować jakiś konkurs…

Czekam na odpowiedzi i życzę miłego latania!

środa, 4 listopada 2009

Rozdam zaproszenia do Google Wave

Ostatnio zajrzałem na Google Wave (korzystam w wersji “preview”) i okazało się, że mam trochę zaproszeń do rozdania. Oczywiście – to nie jest tak, że osoby, które wskażę, automatycznie będą mogły korzystać z Fali. Mam nadzieję, że obrazek poniżej wszystko wyjaśni.

Jak widać – 16 zaproszeń czeka. Zostało 7 zaproszeń - więc warto się pospieszyć! Rozdam je pierwszym, którzy się do mnie zgłoszą. Wystarczy podać swój adres mailowy – na GMailu oczywiście dowolny, ale po przyjściu zaproszenia konieczne jest założenie konta Google. Akceptuję trzy formy zgłoszeń:
Co do samej Fali – wydaje się, że jest to narzędzie z przyszłością, ale właśnie – z przyszłością. Gdy będzie lepiej zintegrowane z innymi usługami, to odniesie gigantyczny sukces. Teraz, w formie wstępnej – nietypowe narzędzie komunikacji. Czy polecam? Warto spróbować i wyrobić sobie własne zdanie na temat tego, co według Google ma być e-mailem jutra.

wtorek, 3 listopada 2009

Chmura…i konkurs na blogu!

W sobotę przed południem taka śmieszna chmurka wisiała nad Gdańskiem.

Ciągnęła się jak okiem sięgnąć – od Zatoki aż po lasy, a najdziwniejsze w niej było to, że miała taki wyraźny brzeg. Wyglądała, jakby ktoś zawiesił na niebie krę lodową. Chmura przesuwała się bardzo powoli na niebie, znakomicie kontrastując z resztą błękitnego, bezchmurnego nieba.

Ale jak już przeszła nad miasto, to zakryła słońce, sprawiła, że było ciemno i zimno. Dobrze chociaż, że nie padało.

A poniżej film, prezentujący chmurkę w całej okazałości. Kręciłem z ręki, na chłodzie, więc ręka się trzęsie…

I tu mam dla Was niespodziankę. Już wkrótce, dzięki mojemu blogowi, będziecie mogli obejrzeć takie – i inne – chmurki z bliska. I z góry. A muszę Wam powiedzieć, ze jest to przepiękny widok. Jak znajdę gdzieś w swoich archiwach jedno zdjęcie, to zaprezentuję Wam chmurkę, na której są…ślady sanek:)

Ale do rzeczy – w piątek na blogu ogłoszę konkurs, w którym będzie można wygrać kupony rabatowe możliwe do wykorzystania przy zakupie biletów lotniczych czy rezerwacji hoteli za pośrednictwem strony esky.pl. Jak zapewne się domyślacie – sponsorem konkursu jest właśnie esky.pl – wiodąca firma w segmencie sprzedaży biletów lotniczych on-line. Za pomocą esky.pl można nie tylko znaleźć i kupić tanie bilety lotnicze do różnych miejsc świata, ale także znaleźć i zarezerwować hotel. Zwycięzca konkursu otrzyma pięć kuponów o wartości 50 PLN każdy, do wykorzystania do czerwca 2010. W związku z tym konkursem po prawej stronie widzicie reklamę strony esky.pl – mówiącą, co można wygrać dodatkowo…

Konkurs nie będzie trudny, a nagrody są ze wszech miar atrakcyjne, dlatego zachęcam Was do udziału. W piątek – ogłoszenie zadania konkursowego. Szykujcie się!

poniedziałek, 2 listopada 2009

Zaduszki

Dziś Zaduszki – dzień, w którym wspominamy wszystkich wiernych zmarłych. W odróżnieniu od Dnia Wszystkich Świętych, radosnego święta, kiedy Kościół cieszy się ze wszystkimi, którzy są już świętymi, dziś mamy dzień refleksji, zadumy.

Ale nie uważam, aby było to szczególnie smutne święto. Dlaczego?

Po pierwsze – często na cmentarzach spotykają się całe rodziny. Często jedyny raz w roku. I choć rozmowy zaczynają się banalnie, od “ten duży znicz może postaw w rogu, gdzie kupiłeś takie kwiaty, weź zgarnij liście z płyty”, to potem zawsze jest jakoś tak…wyjątkowo.

Po drugie – samo wspomnienie (i tu jest szansa na wspólne, rodzinne wspominanie). Czy musimy się smucić, że ci, na których groby przychodzimy, już nie są z nami? Moim zdaniem lepiej cieszyć się, że żyli, że dane nam było ich poznać, że czegoś się nauczyliśmy, że zostawili coś po sobie. I że my też powinniśmy tak żyć, aby cała rodzina chciała nas wspominać. I aby granitowa płyta nie była jedynym, co po sobie zostawimy.

A po ostatnie – czysto estetycznie. Widok cmentarza nocą, z milionami zniczy – ma coś w sobie. Coś, co skłania do refleksji.

Nie musimy przebierać się za wiedźmy i domagać się cukierków (albo psikusów). Mamy swoje, piękne i wcale-nie-takie-smutne święto. Wszystko, co musimy, to zatrzymać się na chwilę.

czwartek, 29 października 2009

Gdańsk nocą – uwaga pod nogi!

Kto zna Gdańsk – albo był w tej jego urokliwej części, która zwie się Zaspa – ten zna również pewien monumentalny relikt minionej epoki. Wiem, wiem – całe to osiedle można ochrzcić tym mianem, ale ja mam na myśli jedną konkretną konstrukcję.

Kojarzycie skrzyżowanie Rzeczypospolitej (dawna Rokossowskiego) i Jana Pawła II (dawna XXX-lecia PRL)? Pomimo, że jest ono dwupoziomowe, to nie nazwałbym go bezkolizyjnym – gdybym miał skręcić w stronę plaży, jadąc z Przymorza, to chyba wolałbym zawrócić na skrzyżowaniu z Hynka. Ale to jakaś gdańska specjalność – słynny Węzeł Unii Europejskiej jest trzypoziomowy – i również kolizyjny. Wracając do Zaspy – nad rzeczonym skrzyżowaniem wznoszą się mroczne, betonowe kładki dla pieszych. Jedyny sposób, aby szybko przejść przez to skrzyżowanie, albo dostać się na przystanek tramwajowy. Tak to wygląda z satelity:


Wyświetl większą mapę

W czym problem? Ano w tym, że owa kładka wcale nie jest oświetlona. Na odcinku w pobliżu przystanków czy ulicy wznoszą się nad nią latarnie (zamontowane przy jezdni) – daje to nieco światła. Ale schody (a schodów na tej kładce jest 8 sztuk – i żadnej windy!) już tego luksusu nie doświadczają. I toną w mroku. Jak to wygląda? Ano tak:

   

Ciężko się robi zdjęcie bez statywu…

A teraz najistotniejsze-  te kładki nigdy chyba nie były remontowane. Co oznacza, że powyższe schody są zdrowo pokruszone, z wyrwami. Trzeba mocno uważać, aby nie spaść i się nie połamać. A przecież to chyba nie jest takie trudne, postawić kilka latarni. I jaśniej będzie, i bezpieczniej. Ale trzeba chcieć. Zamiast tego krążą plotki, że cała kładka będzie remontowana. Pożyjemy, ale chyba nie zobaczymy.

Na uspokojenie – jeszcze dwa nocne zdjęcia z Gdańska.

 

Most przy SKM Zaspa – poczekałem, aż korek ruszył

 

Rzeczypospolitej – tu się można rozpędzić!

wtorek, 27 października 2009

Notatniki hand – made

Nie tak dawno na Blipie ^szpiegowsky wyraziła życzenie ujrzenia notatników, które zrobiłem – a o których wspomniałem już i u siebie, i u Wesołego Terrorysty. Niniejszym spełniam to życzenie – oto zdjęcia moich notesów:)
Jako pierwszy – notatnik, o którym pisałem kiedyś. Zrobiony ze zwykłego zeszytu i okładki starego kalendarza.
 
Nie wygląda zbyt ładnie…
Służy mi do zapisywania wszelkich przydatnych myśli – ale takich “na przyszłość”. Są tam więc i pomysły na notki, i przemyślenia wszelakie, i plany “byznesowe”, i sposoby zbawienia świata…
W środku – zwykły zeszyt.
Z tyłu tego notatnika prowadzę arcyskomplikowany spis treści, aby się nie pogubić w natłoku pomysłów:) Całość ma format A4 i grubość 96 kartek plus okładki.
Jako drugi – notes, który wykonałem dla mojej Ukochanej. Bo mnie poprosiła.
W porównaniu z poprzednim – arcydzieło.
Złożony z dwóch tzw. zeszytów do słówek – format A5. Okładka z czarnego weluru, niebieska wstążka, na grzbiecie gumki do trzymania długopisu. No i to, co w poprzednim notesie – gumka spinająca okładki. Z powodu szalonego pomysłu okładki są lekko wypchane jakimś miękkim wypełnieniem – ale nie jest to zbyt widoczne. Okładki wzmocniłem średniej grubości tekturą ze sklepu dla plastyków (przy okazji – taką tekturę można nabyć wyłącznie w formacie A1 albo zbliżonym…niezbyt wygodne w transporcie – na szczęście sprzedawczyni w sklepie w Sopocie zgodziła się przeciąć całość na cztery części). Okładka sklejona z notesami za pomocą kleju Pattek SOS.
I ostatni, moje narzędzie do GTD. Okładka do dwóch notesów.
Coś słaba ostrość wyszła...
Materiały identyczne jak poprzednio – czarny welur, średniej grubości tektura w okładkach. Żadnego spinania gumkami. Miejsce na długopis – zupełnie przypadkiem pomiędzy okładkami.
Długopis wsuwam w przerwę w materiale.
Do tego w środku dwa notesy, formatu A6, zahaczone o wszyte gumki. W notesie po lewej “łapię” pomysły, w notesie po prawej – mam uporządkowane listy.
Póki co – to wszystko. Zastanawiałem się, czy nie zacząć produkować tego na Allegro:) Ale musiałbym liczyć drożej niż za najdroższego Moleskine’a. Może i materiały wychodzą taniej, ale mój czas jest bezcenny. Co do kosztów materiałów – to nie wychodzi jakoś strasznie drogo, bo kupiony materiał czy tektura wystarczą na kilka(naście) notatników. Najdroższe w każdym notesie są: zeszyt, klej i czas. bo roboty z tym jest sporo.
Ale satysfakcja z posiadania takiego notesu – bezcenna.
 
www.speedbloggertemplate.co.cc. Powered by Blogger.com