Wpis krótki, osobisty, bardzo spóźniony, mający za zadanie pokazać dwie rzeczy.
Po pierwsze – spełnienie marzeń pozwoli nawet staremu koniowi poczuć się jak małe dziecko. Takie, które dostało worek cukierków.
Po drugie – że jestem z najcudowniejszą Kobietą pod słońcem.
Z końcem sierpnia były moje urodziny. Nawet nie żadne okrągłe – ot, kolejna rocznica. Jednak ten dzień zapamiętam na długo. Ze względu na prezent, jaki dostałem od mojej Ukochanej.
Każdy, kto mnie choć trochę zna, wie o moim małym świrze na punkcie latania i wszystkiego, co z lotnictwem jest związane. Potrafię gapić się jak przedszkolak na lecący samolot. Siedzenie przy oknie w samolocie to dla mnie rozrywka na bardzo długo. Pobyt na lotnisku – to coś jak mały Disneyland. Niestety – wada wzroku skutecznie eliminuje mnie jako pilota (w każdym razie tak mi powiedziano), w związku z czym moje zachwyty lataniem mogą mieć postać wyłącznie bierną.
Ale jak wiadomo, jest latanie i latanie. Na urodziny dostałem to drugie. Lot awionetką. Z pilotem, oczywiście, ale chyba widzicie różnicę pomiędzy siedzeniem w Boeingu 757 a w Cessnie?
Tak więc w związku z moimi urodzinami pojechaliśmy na lotnisko do Pruszcza Gdańskiego, do aeroklubu, aby sobie trochę polatać… Tym cudem:
Cudo na drugim planie.
Ciasno jak cholera, ale drobiazgi nie mogą nas ograniczać, prawda? Z pomocą przesympatycznego pilota zapiąłem pasy, zamknąłem drzwi, założyłem słuchawki nawet (tego zdjęcia nie pokażę…) i – wystartowaliśmy.
To było najcudowniejsze dziesięć minut, jakie mogłem sobie wyobrazić. Parę pętli nad Pruszczem i okolicą – centrum dystrybucyjne Poczty Polskiej, autostrada A1, pola, lotnisko. Początkowo nie odrywałem palca od spusty migawki, robiąc zdjęcia takie, jak te:
Jedna z niewielu wyraźnych fotek – ale nadaje się na tapetę:)
Dworzec w Pruszczu – ale raczej nie na tapetę…
Po chwili zrozumiałem jednak, że choć sytuacja do takich ujęć może sie już nigdy nie powtórzyć, warto się skupić na tej pasji, która mnie zawiodła tak wysoko – a nie było to fotografowanie… Jak małe dziecko patrzyłem za okno, wypatrując znajomych miejsc (jeden klient, drugi klient…), a że pogoda była niezła (bez słońca, ale ładnie), to widziałem nawet kominy gdańskiej elektrociepłowni na horyzoncie. I lecący samolot rejsowy. Do tego dwie “górki”, czyli szybkie podlecenie w górę i potem w dół, jak na kolejce górskiej. Wpierw wciskamy żołądek w dół, a potem podnosimy go pod gardło:) I jeszcze szybki przelot tuż nad płytą lotniska, z gwałtownym poderwaniem na koniec.
A zresztą – co ja będę opowiadać, sami zobaczcie niektóre fragmenty:
Mistrzem montażu nie jestem, ujęć może też (film kręciłem drugim aparatem, lewą ręką), ale i tak żaden film nie odda tego, co wtedy czułem. Gdy wylądowaliśmy i wysiadłem, podobno promieniałem ze szczęścia. I tak też się czułem.
Kochanie, dziękuję Ci bardzo za tak cudowny prezent.
A po wylądowaniu i powrocie do Gdańska poszliśmy skosztować sushi. Ale to zupełnie inna historia:)
PS: Zapomniałbym o oklepanym morale – warto realizować marzenia. Swoje lub innych:) Dlatego jeśli macie jakieś niezrealizowane marzenie, nawet z wczesnego dzieciństwa, to warto poświęcić trochę czasu i pieniędzy, aby poczuć to coś. O spełnianiu marzeń jeszcze wspomnę – bo to nie było jedyne, które udało mi się ostatnio zrealizować. Zresztą – wystarczy spojrzeć na moją sieciową “chcęlistę”, aby zobaczyć, co na niej jest już odznaczone:)
PS2: chyba nie zdradzę wielkiej tajemnicy, gdy powiem, że tak naprawdę to moje marzenie zostało zrealizowane w pełni, gdy nagle gdzieś nad początkiem drogi krajowej nr 1 pilot powiedział “pilotowałeś coś takiego kiedyś? Nie? a chcesz spróbować? To proste!”. Całe moje zadanie to było tylko trzymanie steru i lekkie skręty (byłem zbyt podekscytowany, by dostrzec jakiekolwiek zegary na desce, na szczęście pilot czuwał), ale – PILOTOWAŁEM SAMOLOT!:) I co Wy na to?
22 komentarzy do przeczytania:
gratuluję!
przyznam się, że mam coś podobnego na punkcie latania.
uwielbiam patrzeć na samoloty.
ale szczytem moich marzeń- był lot balonem.
i od kilku miesięcy- lot balonem mam zaznaczony na liście sukcesów, osiągnięć, i things done ;-)
niemniej: gratuluję ;-)
@szpiwgowsky: balon...no cóż, też może być fajnie, niemniej ja preferuję samoloty. Co kto woli:) Gratuluję realizacji marzenia - fajne uczucie, prawda?:)
@cichy lubię patrzeć na samoloty, ale do lotu- tylko balon
wiesz, ja czasami takie rzeczy rozpatruję w kategoriach niespodzianek od Najwyższego.
jest wiele rzeczy, o których czasem nawet nie ośmielamy się marzyć- a potem się dzieją.
i sprawiają, że życie nabiera nowych blasków.
ja tak miałam z nauką migowego, z pływaniem, czy żeglarstwem.
@szpiegowsky: ładnie powiedziałaś z tymi niespodziankami. Faktycznie, to chyba tak wyglada:)
Język migowy - ekstra! Imponują mi ludzie, którzy uczą się go jako języka obcego, a nie dlatego, że muszą...zgaduję, że u Ciebie tak było?
@cichy dobrze zgadujesz.
miałam kiedyś taki pomysł na migowy- i udało mi się go zrealizować.
i na przykład- obecnie - uważam, że czasami łatwiej i więcej wyrazi się migając, niż słowami.
ale: uważam, że gdybyś się przyjrzał sobie bliżej, znalazł byś więcej takich fajnych rzeczy. chociaż może niekoniecznie będą rzucać na kolana aż tak bardzo jak to latanie :-) ale dzięki nim- też się przez jakiś czas uśmiechałeś do siebie, innych, do życia.
O, z całą pewnością! Czasem jest to jakaś umiejętność, czasem coś, co dostałem, coś, co kupiłem... Takich rzeczy jest masa. Ale latanie - to jest to COŚ!
Bo co ja poradzę, że ponad miesiąc po tym lataniu nadal się uśmiecham, gdy sobie to wspomnę?
Bziuuuummmmm...
Gratulacje zrealizowanego marzenia :)
Ostatnio rozglądałem się za takimi "zabawkami dla dużych dzieci"... od 100k już można całkiem fajne kupić, palą kapkę więcej niż samochód i latają 2x szybciej niż regulaminowo jadące auto :D Jak ktoś ma dalej do pracy... ;)
Choć mnie bardziej fascynują helikoptery i szybowce - są na liściechcenia.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Bardzo żałuję, że nie mam takiej żony jak Twoja...
@Orest Tabaka: helikopter, szybowiec, samolot - nieważne. Ważne, że lata. Tak mniej więcej wyglada moje podejście:) Co do zabawek - pozazdrościć:) Dasz się kiedyś przelecieć, jak już będziesz miał takie coś?
@Beata: przekazałem, to miłe było:) Małe sprostowanie - to (jeszcze) nie jest moja żona...:)
no to... POŁOWICA:)
Wtedy to się pościgamy... w powietrzu ;)
Orest
No, taki prezent to nie byle co. Chociaż znana bajka o studni przestrzega przed marzeniami, bo się spełniają, to w tym przypadku najwyraźniej mamy wyjątek.
Jeśli chodzi o samo latanie, moje preferencje to śmigłowiec. Miałem okazję polatać w różnych konfiguracjach. Nie pilotowałem oczywiście, ale kilka razy siedziałem nawet obok kierowcy.
Oraz lubię spadochrony. Żadna tam pasja, jeśli chodzi o mnie, ale robiłem to swego czasu. Polecam i jeśli się trafi okazja, to sam jeszcze skoczę :)
O kurde! Bardzo, bardzo bratnia dusza :D Też tak mogę. A taki sam prezent mam obiecany! Urodziny niedługo :D
a ja mam od 3 lat jedno marzenie prezentowe:) żeby zbadano moja krew pod kątem moich korzeni:) i mówię to moim chłopom ale oni się tylko uśmiechają i nic...
jakos mało przekonywująca jestem, zażądam lotu MIGiem
hm, ja chyba mogłabym balonem jeszcze się przelecieć...
;-)
no to teraz tylko jeszcze znajdę fajnego faceta, który mi sprawi taki gift ;D
Pozytywie. ;)
@slawkas: śmigłowce też są niezłe (choć nie próbowałem), ale na spadochron chyba bym się nie skusił... Kiedyś chciałem, ale chyba się zestarzałem:)
@Orest Tabaka: pościgać się? Z chęcią... Tylko na czym? Ja to chyba na miotle - albo "przysłowiowych" drzwiach od stodoły:)
@antyfaszysta: domagaj się takiego prezentu, a jakże! Jak ktoś Ci go spełni, to zawsze będziesz jedno spełnione marzenie do przodu - a dla takich chwil warto żyć:)
@Beata: korzeni? A jak to się robi? I jakie maja być wyniki? Że pochodzisz od Mieszka I czy jak? Zaintrygowałaś mnie...
@naytek: oj, i to bardzo!:)
Prześlij komentarz