poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Wyjaśnienie milczenia...

Moi Drodzy Czytelnicy - ostatnimi czasy mam na głowie wiele spraw osobistych i zawodowych, przez co ten blog nieco cierp. Nie znaczy to jednak, że jest niekochany, a ja przestałem już pisać. Mam w głowie tuziny pomysłów na nowe posty, masę zdjęć i wrażeń do opisania...tylko czasu brak! Ale poprawię się, słowo:)

czwartek, 13 sierpnia 2009

Porządki, porządki…

Raz na jakiś czas robię porządki komputerowe – zarówno na dysku, jak i w sieci. A ponieważ informacja dziś to coś, czym najłatwiej zaśmiecać otoczenie, to porządki robię prawie bez przerwy.

Porządki na dysku ograniczają się ostatnio do zgrania zdjęć na płytę DVD – minęły te czasy, gdy na kompie miałem każdy (nie)potrzebny plik. Teraz najwyżej czasem odinstaluję jakiś nieużywany program – ale to tylko na domowym komputerze. Na komputerze służbowym staram się utrzymywać porządek, bo wiem, jak trudno jest potem znaleźć to, czego akurat potrzebujemy. Wszystkie pliki są w jednym miejscu, w elegancko nazwanych folderach, pulpit jest pusty, a maile i kontakty – posegregowane (do maili stosuję filtry i wiele katalogów – to pomaga).

Tu mam pytanie – ponieważ noszę się z zamiarem kupna dysku zewnętrznego, o dość dużej pojemności – możecie jakiś polecić? Wtedy nie musiałbym archiwizować zdjęć na DVD, miałbym je wszystkie pod ręką… Takie olbrzymi dysk – to nie jest duży wydatek (gdy porówna się cenę za 1 GB z ceną DVD) – ale który wybrać? Szukam czegoś wielkości 500 GB – 1 TB. Czekam na porady:)

Z porządkami w sieci jest nieco trudniej. Gromadzi się bowiem to, co “kiedyś się przyda”, ew. “kiedyś przeczytam”. I tak to się nawarstwia…w różnych miejscach. Google Reader (elementy udostępniane i oznaczone gwiazdką), Delicious, Google Notebook, każdy serwis z opcją “dodaj do ulubionych” – jak to ogarnąć?

Systematycznie porządkuję Google Readera. Wyrobiłem sobie nawyk czytania tylko tych artykułów, które zaintrygują mnie nagłówkiem. Gdy przelecę wzrokiem tekst i widzę, że jest to coś ciekawego, co może się przydać później – oznaczam to gwiazdką. Gdy jest to coś, co może zainteresować innych – udostępniam. Tylko że tych gwiazdek od początku zebrało się bardzo dużo… Ponad 140. I codziennie pojawiały się nowe.

Od jakiegoś czasu przeglądam gwiazdki i segreguję artykuły – to, co wykorzystałem, odznaczam. Co jest do ściągnięcia – ściągam. Co jest przydatnym narzędziem “online” – wrzucam do Delicious (tag tools ostatnio bije u mnie rekordy popularności, ma szansę przegonić chyba moje dwa giganty, tagi “games” i “toread”). Co jest ciekawym tekstem, nad którym warto się zatrzymać – wrzucam do Evernote (o którym planuję też kiedyś napisać).

I jakie efekty? Obecnie mam mniej niż 40 elementów oznaczonych gwiazdką. I ta ilość ciągle spada. Gdy zejdę poniżej 5 – dam znać.

Foto: sindesign

wtorek, 11 sierpnia 2009

Nocne zwiedzanie

 

STP60317

W nocy z soboty na niedzielę byliśmy na nocnym zwiedzaniu kościoła św. Mikołaja w Gdańsku. Jest to świątynia należąca do zakonu dominikanów – i to właśnie oni zorganizowali tego typu atrakcję.

Całość wpisuje się w dośc ciekawy pomysł, aby Jarmarkowi Dominikańskiemu przywrócić choć odrobinę wartości duchowych (zamiast wyłącznie handlowych). A ponieważ odpust ku czci św. Dominika, więc dominikanie, wiec kościół św. Mikołaja.

Logiczne?

Całość rozpoczęła się o godzinie 23:00 – wtedy to jeden zakonnik, posiłkując się slajdami, w całkowitych (niemalże) ciemnościach przybliżył historię zakonu i kościoła. A że dar do opowiadania ów braciszek ma, to nawet niewygodne ławki (kto siedział, ten rozumie) nie dawały w kość. Następnie tenże sam zakonnik opisał poszczególne postacie, występujące na ołtarzu głównym – a trzeba przyznać, że uczynił to w tak samo barwny i dowcipny sposób. Posiłkując się nawet żartami… Choć sam styl wypowiedzi i tak był dość lekki. Że zacytuję z pamięci – o jednym świętym, który był inkwizytorem: “zginął zamordowany przez tych, których nie zdążył spalić”:)

Była również możliwość zajrzenia do krypt kościoła (jeszcze niezbyt przygotowane, ale duże plansze ze zdjęciami czaszek i zapalone kadzidło robiły niesamowity klimat…) oraz zwiedzenia strychu. To wyzwanie dla najtwardszych – wejść, a następnie zejść po bardzo wąskich schodkach to nie lada wyczyn. Jeśli komuś nie starczy kondycji – niech nawet lepiej nie próbuje…

A na strychu – masa ciekawostek, dużo kurzu, pajęczyn…oraz cała konstrukcja dachu (na zdjęciu – jeden z fragmentów). Tego nie mozna oglądać codziennie, więc tym bardziej warto pójść na nocne zwiedzanie. Kolejne już podczas przyszłorocznego jarmarku. Do zobaczenia?

czwartek, 6 sierpnia 2009

Galeria Bałtycka - H&M

Byłem dziś na zakupach w Galerii Bałtyckiej, konkretnie w sklepie H&M. Kupić nic nie kupiłem (szukałem spodni), ale zaobserwowałem kilka ciekawych rzeczy...
Po pierwsze - wszystkie męskie spodnie mają przyczepiony alarm z tyłu, dokładnie pośrodku, pomiędzy pośladkami. Nieco utrudnia to mierzenie... i śmiesznie wygląda. No i trudno się sprawdza, jak takie spodnie leżą podczas siedzenia - bo jak tu usiąść na alarmie.
Druga kwestia - to muzyka, a raczej jej brak. W jednym konkretnym miejscu - w przymierzalniach. W całym sklepie słychać radosne "umpa - umpa", które skutecznie zagłusza mysli, ale tam, gdzie człowiek liczyłby na jakąś chwilę intymności (w końcu nieczęsto rozbieram się w miejscach publicznych), marzyłby o jakiejś barierze dźwiękowej oddzielającej go od reszty świata - wtedy akurat musi znakomicie słyszeć to, co dzieje się w kabinie obok. Że ktoś ma za gruby tyłek, że ta bluzeczka to jednak na tobie źle leży, że za mały masz biust do tej tuniki...A co mnie to obchodzi!? Poza tym - ta świadomość, że każady mój szept też jest doskonale słyszalny - paranoiczne, ale nie lubię takiego uczucia.
I ostatnia sprawa, ale też związana z przymierzalnią. Większość sklepów, jakie kojarzę, ma przymierzalnie zamykane drzwiami wahadłowymi, albo zasłonami - ale H&M za punkt honoru postawił sobie chyba zrezygnowanie z takich wygód i zrobił zwykłe drzwi. Otwierane do środka! Wyobraźcie sobie, co to za wygoda, gdy w przymierzalni są dwie osoby (nie w żadnym zbereźnym celu - czasem tak trzeba) i jedna z nich musi się przepychać, aby wyjść.
Ta ostatnia kwestia uświadomiła mi coś jeszcze - nei wiem, gdzie w takim H&M może przymierzać ubrania osoba niepełnosprawna, na wózku. Pomijam fakt, że raczej nie wjedzie do przymierzalni (drzwi są bardzo wąskie), ale nawet jeśli jakoś się to uda, to te zawiasy umieszczone po niewłaściwej stronie framugi sprawiają niezły problem.
Tak sobie pomyślałem - tyle się mówi o wyrównywaniu szans, o budowaniu bez barier, a tymczasem wydaje się, że dokoła nas ciągle jest masa przeszkód dla osób niepełnosprawnych. Od dziś, gdy zauważę coś absurdalnego, co może utrudniać życie niepełnosprawnych, postaram się to opisać (oznaczę to tagiem "3 schodki" - bo właśnie trzy schodki przy wejściu do każdego sklepu symbolizują niezauważalną dla zdrowych barierę nie do przekroczenia dla osób na wózkach). Coś czuję, że takich miejsc może być wiele...i to pomimo wszechobecnych podjazdów.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Polbank - złodzieje czy lenie?

Ponieważ rozpisywanie się o tej sprawie mogłoby skutkować moim zbytnim zdenerwowaniem, postaram się w możliwie najkrótszy sposób napisać, dlaczego założyłem konto w zupełnie innym banku i odradzam korzystanie z usług Polbanku.
To po kolei.
W Polbanku mam dwa konta: rozrachunkowe i oszczędnościowe. Ponieważ konta rozrachunkowego używam jedynie do dokonywania (rzadkich) przelewów na zewnatrz, karta płatnicza jest skojarzona z kontem oszczędnościowym. Zwykła procedura wygląda tak:
- jeśli chcę za coś zapłacić zgromadzonymi tam pieniędzmi, używam karty,
- jeśli chcę zrobić przelew, wpierw transferuję pieniądze z konta oszczędnościowego na gotówkowe, a następnie na zewnątrz (aby uniknąć wysokich prowizji na koncie oszczędnościowym).
Jeszcze celem wyjaśnienia - Polbank nie księguje operacji wewnętrznych 24 godziny na dobę, wiec często, jeśli dokonuję przelewu z rachunku oszczędnościowego na gotówkowy w nocy, pieniądze zostaną przelane dopiero następnego dnia. Polbank ma także dość dziwne wymogi do bankowości internetowej - przelewy są potwierdzane certyfikatem, który może być zainstalowany tylko na jednym komputerze. Cóż, do niedawna obsługiwali tylko IE...

Dlaczego mam tam konto? Wysokie oprocentowanie - tylko tyle. A że nie jest to mój główny bank, nie przeszkadza mi, że dostęp do pieniędzy jest lekko utrudniony.
To teraz o sprawie:
W poniedziałek, 20 lipca 2009, z mojego rachunku oszczednościowego chciałem przelać pewną ilość pieniędzy na pusty rachunek gotówkowy, aby następnie dokonać przelewu na zewnątrz. Sprawa była o tyle pilna, że najpóźniej do piątku pieniądze miały trafić na to trzecie konto. Do ustawiania przelewów zabrałem się wieczorem. Udało się ustawić przelew zewntrzny z pustego konta gotówkowego, natomiast przy ustalaniu przelewu wewnętrznego system się zawiesił. I nie mogłem już sie zalogować do systemu bankowości internetowej. Przypominam - nie mogłem skorzystać z innego komputera.
Następnego dnia rano (tj. wtorek, 21 lipca 2009) spróbowałem znowu. Logowanie się udało, natomiast przy próbie ustalenia przelewów cały czas zwracany był komunikat o braku środków na koncie oszczędnościowym. Tymczasem te środki tam były, w wystarczającej ilości - zresztą system pokazywał właściwe saldo...
Zaskoczony takim rozwojem sytuacji, idąc do pracy zadzwoniłem na infolinę Polbanku. Od niezwykle suchej w kontakcie pani dowiedziałem się, dlaczego nie mogę skorzystać z moich pieniędzy. Kilka dni wcześniej (tydzień, moze 10 dni) płaciłem w sklepie kartą za dość spore zakupy. System bankowy ściągnął pieniądze z konta oraz dodatkowo zablokował taką samą kwotę na pozostałych środkach. Co spowodowało kompletny brak środków (a nawet, o czym poinformowała mnie pani, saldo ujemne). Pani zgłosiła reklamację do właściwych osób i nie potrafiła mi powiedzieć, kiedy odzyskam swoje pieniądze... Ale o tym fakcie miałem być poinformowany drogą elektroniczną.
Na ów pilny przelew, który musiałem zrobić, pożyczyłem pieniądze, bo niestety - to, co było na koncie w Polbanku, to były wszystkie moje dostępne pieniądze.
Tydzień później, we wtorek 28 lipca 2009, poszedłem do oddziału banku, bo nadal nie miałem informacji, czy Polbank oddał mi moje pieniądze. Niestety, sympatyczny pan (który zna mnie, bo nachodziłem ich w związku z moimi problemami z wydaną mi kartą płatniczą - osobna historia...) poinformował mnie, że oni, w placówce, są na samym dole drabiny i nie są w stanie powiedzieć mi, czy moja reklamacja jest rozpatrywana, czy nie...
W piątek, 31 lipca 2009, zadzwoniłem ponownie na infolinię Polbanku - pewna miła pani wypytała mnie dokładnie o wszelkie informacje niezbędne, aby mnie zidentyfikować, powiedziała "proszę chwilkę zaczekać", po czym...przepadła. Po pięciu minutach, gdy na moje "halo, czy wszystko ok" nie otrzymywałem odpowiedzi, rozłączyłem się (mam nadzieję, że ktoś przesłuchuje nagrania z tych rozmów i wyjaśni pewnej miłej pani, na czym polega podejście do klienta). Zadzwoniłem ponownie - tym razem pewien miły pan, który był nieco sprawniejszy, poinformował mnie, że w wyniku mojej rozmowy z infolinią przed dziesięcioma dniami nie została zgłoszona żadna reklamacja, a jedynie jakieś zgłoszenie, które najwyraźniej przepadło... Ów miły pan powiedział, że ponawia to zgłoszenie i tyle. Reklamację mogę złożyć w oddziale.
Dziś jest poniedziałek, 3 sierpnia 2009. Nadal od Polbanku nie otrzymałem żadnych informacji, więc zakładam, że moje pieniądze są dla mnie nadal niedostępne.
Czy to już kwalifikuje się jako bezprawny zabór mienia? Zgłosić to gdzieś? A może greccy bankowcy (tak, Polbank nie podlega pod polskie prawo i Komisję Nadzoru Finansowego) są zbyt leniwi, aby dostrzec i naprawić swój błąd?
 
www.speedbloggertemplate.co.cc. Powered by Blogger.com